~~Narrator~~
Gdy Ross machnął ręką w gniewie, zdarzyło się coś dziwnego. A mianowicie... szklanka, która stała na stoliku na drugim końcu sali, zbiła się, a woda wylała się na kable, przez co cała aparatura podłączona do ciała Rikera, przestała działać. Oczywiście lekarze szybko ją naprawili, ale braci najbardziej zastanawiało to, jak Ross to zrobił.
- Ty, ja mam moooc...- stwierdził zadowolony młodszy.
- Hahaha, jasne.
- Więc jakim cudem tamta szklanka się zbiła?
- Woda była za ciężka- zażartował sobie Riker.
- A drugi raz się uda?
- Nie- odpowiedział ze sztucznym uśmiechem.
- Ale jesteś... Patrz- rozkazał Ross i zaczął jakieś wygibasy odwalać.
- Ross, uspokój się. Wszystkie muchy już zabiłeś, chodź.
- Ugh...
- Nie "ughhhaj" mi tu, tylko c'mon.
- Dobrze, mamusiu- warknął osiemnastolatek i wyszli ze szpitala.
~~Laura~~
W domu zadzwoniłam do swojego lekarza. Już jutro będą mi zdejmować gips, YAY! W końcu będę mogła sobie pojeździć na rowerze, jupi! Tylko szkoda mi tych znajomych Becky... Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby Vanessa zginęła... a oni stracili dwóch braci. Dobra, muszę coś zjeść, bo już mi w brzuchu burczy. Podeszłam do lodówki, ale powiało pustą. Wzięłam z komody trochę pieniędzy i pokuśtykałam do supermarketu niedaleko. Włożyłam do koszyka kilka jabłek, płatki, mleko, masło, chleb, Nuttellę, szynkę i dwa jogurty.
Pech chciał, że przede mną w kolejce do kasy, stał jakiś dziadek, co nie umie liczyć. Jeszcze zapłacił samymi drobnymi, kasjer to liczył, dziadyga cały czas coś paplał i bla bla blaa.. Gdy w końcu zapłaciłam za zakupy, do sklepu wpadli jacyś dresiarze. Chciałam szybko wyjść, ale jak zniknęłam za supermarketem, jeden mnie dopadł.
- No, mała, czemu uciekasz...Możemy się zabawić- szepnął chłodnym głosem, zagradzając mi drogę.
- Przepuść mnie- warknęłam i postanowiłam go wyminąć. Niestety, ale wyrwał mi kule, więc się przewróciłam.
- Laska, tutaj nikt nas nie widzi, możemy to zrobić szybko i bez krzyku, albo będzie bolało. Wybieraj.
- Weź mnie, człowieku zostaw w spokoju!- krzyknęłam i nagle znikąd zerwał się silny wiatr. Zaczęło kropić... w pewnym momencie, gdy ten dresiarz się do mnie zbliżył, niedaleko, dosłownie metr od niego, walnął piorun, aż się przewrócił.
- What the... co ty zrobiłaś!?
- Nic!
- Ciebie kurwa nawet deszcz omija, liście też! Jesteś wariatką!- stwierdził i odbiegł. Pozbierałam swoje zakupy i wtedy pogoda się ogarnęła. Zdezorientowana wróciłam do domu..
Oczami Rossa:
Riker został w domu, a ja "poszedłem z Rocky'm" do sklepu. Tyle, że on o tym nie wiedział, ale mniejsza o to. Gdy tak szedłem, usłyszałem głos tamtej dziewczyny "Zostaw mnie w spokoju!", więc postanowiłem sprawdzić, co się dzieje. Wszedłem w taką uliczkę i tam zobaczyłem dresiarza, który chciał jej coś zrobić, kule wyrwał, ona się przewróciła itd.. Troszkę się wkur... zdenerwowałem, gdy dowiedziałem się o czym myśli i nawet nie wiem jak, ale sprowadziłem mini huragan. Nie mogę niczego dotykać, ale panuję nad pogodą... Hmm.. no fajnie.. Czyli ta szklanka, to moja sprawa... A Riker mi nie wierzył. Ludzie nie wierzą w cudy, a my jesteśmy jednym z nich...
Postanowiłem iść za tą Laurą i zobaczyć gdzie mieszka. Głowę miała pełną myśli typu "Co to miało być? Ale miałam szczęście... Ten gość chciał mnie zgwałcić! Nie widzi, że o kulach chodzę i mam rękę w gipsie?" I tak całą drogę marudziła. Wszedłem za nią do białego domku i zacząłem oglądać jego wnętrze. Ściany i rolety były jasnoniebieskie, a meble dębowe. Zmaterializowałem się piętro wyżej i spojrzałem na zdjęcia na ścianach.
~~Laura~~
Gdy rozpakowałam zakupy, postanowiłam zadzwonić do Van.
ROZMOWA TELEFONICZNA:
Vanessa- Część młoda!
Ja- Nie jestem już taka młoda... Ale cześć. Tęsknię za tobą.
V- Lau? Ty ćpałaś? Czego chcesz?
J- Czy jak dzwonię, to od razu muszę coś chcieć? Nie mogę pogadać ze moją kochaną siostrzyczką?...
V- Nie, nie możesz. O co ci chodzi?
J- Ugh.. no dobra, masz mnie. Przyjedziesz w ten weekend?
V- ..... O co ci chodzi?....
J- Po prostu chcę, żebyś przyjechała. Nudno i pusto bez ciebie.
V- No wiem, całą zabawę zabrałam ze sobą.
J- I ta twoja szczerość...
V- Nie lubię kłamać, dziewczynko.
J- No fajnie, fajnie. A tam u ciebie są fajni faceci?
V- Zajebiści.
J- AAA, Nessa się zakochała!
V- Pffff.. Coooo???! Nieee, wcaaale..
J- Vanessa?
V- Tak mi na imię, słucham.
J- Opowiadaj!
V- A będę mogła z tym chłopakiem przyjechać?...
J- Ale obiecaj, że w nocy będziecie cicho.
V- Zgoda! Dziękuję, PA.
J- Papa.
Rozłączyłam się i poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa i postanowiłam coś obejrzeć, bo nudziło mi się. Wybrałam "Gwiazd Naszych Wina" i tak mi zeszły dwie godziny. Oczywiście zużyłam paczkę chusteczek, a jak... Potem zamówiłam pizzę, obejrzałam dwa inne filmy i poszłam spać.
Obudziłam się między drugą, a trzecią. Miałam wrażenie, że ktoś stał w rogu pokoju, a potem zniknął. Nie mogłam już zasnąć. W pewnym momencie poczułam nieprzyjemny chłód po lewej stronie ciała, a okna były pozamykane. Poza tym, nie dość, że nikogo obok mnie nie było, to jeszcze czułam na szyi oddech. ALE NIKOGO NIE BYŁO, TYLKO JA..............
~~~~~~~~~~~~~~~~
Nuda, nuda, wieje nudą. Nie zaśnijcie przy czytaniu. Ten rozdział jest chyba najgorszy. Podziękujcie Ewelinie Kuleszy, że go skończyłam :D Thx, morderco lizaczgów ^^
Klaudia
R5~ Między niebem a ziemią....
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
piątek, 15 sierpnia 2014
Rozdział 2
~~Oczami Rossa~~
Poszliśmy, a w sumie pofrunęliśmy za Ratliffem, Delly i Rockym do kina. Obejrzeliśmy film za darmo, muahaha.
- Roooooossss, to jest nudne- marudził Riker.
- Przecież wiem, obudziłeś mnie- ziewnąłem.
- Ja zaczekam na zewnątrz- oznajmił i wyszedł, a ja za nim. Stanęliśmy przed wejściem i śmialiśmy się z niektórych ludzi. W pewnym momencie zobaczyłem Becky Fire, przyjaciółkę Ratliffa, która drocząc się z jakąś dziewczyną, uciekała jej. Tamta chodziła o kulach i miała zabandażowaną rękę.
- Becky, weź zaczekaj! Wiesz, że i tak cię nie dogonię, złośliwcu jeden!- krzyknęła siadając na ławce.
- Ale musimy się pospieszyć, więc rusz się, kobieto- powiedziała, podchodząc do niej.
- To idź do tego banku beze mnie- odpowiedziała ponuro.
- Lau, proszę cię. Nie wiem jak się kasę wypłaca.
- Wkładasz kartę, klikasz co chcesz, dostajesz pieniądze, zabierasz kartę, kwitek i zmykasz. A ja idę do domu, wybacz- westchnęła i wstała z ławeczki. Lekko się zachwiała. W tym samym momencie ludki wypadły z kina. Gdy tylko Becky zobaczyła Ellingtona, od razu do niego pobiegła i przytuliła. Mina Rydel była bezcenna.
- I jak się trzymacie?- zapytała dziewczyna, odrywając się od niego.
- Jest ciężko, smutno, więc kolejnego problemu nie potrzebujemy. Dziękuję- syknęła Delly.
- Spokojnie, nie odbiję ci chłopaka. Nie jestem taka.
- Ryd, aniołku. Przecież wiesz, że ciebie kocham najbardziej na świcie, nie masz się czym przejmować- szepnął jej na ucho i cały czas myślał o tym, co planuje na noc. Patrzyliśmy się z Rikerem na siebie z obrzydzeniem. Czasem nie chcę czytać w myślach...
- Awww, ale słodko. Dobra, chcecie poznać Laurę?- spytała Fire i zawołała dziewczynę. Ta powoli do nich podeszła.
- Cześć, jestem Laura Marano- przedstawiła się.- Współczuję wam z powodu braci, to straszne.
- weź nie przypominaj- burknął Rocky. No kurde, przecież my tu jesteśmy! Cały czas! Nie odstępujemy was na krok!
- Przepraszam...
- A mogę zapytać co ci się stało?- zapytała moja siostra. Podszedłem bliżej z Rikerem. No nie, przecież to..
- A jakiś miesiąc temu wracałam w nocy do domu i jakiś wariat pędził autem, zderzył się z motocyklistą, motocykl mnie przygniótł.. i tak wyszło- wytłumaczyła. Tak, to była ta dziewczyna.
- A widziałaś kto jechał tym autem i motorem?
- Widziałam wszystko. Ale nie wiem, czy chcecie posłuchać...
- Chcemy- odpowiedzieli w zgodzie.
- Oboje blondyni, na oko gdzieś 18-20 lat. Po uderzeniu wszystko działo się szybko. Samochód się roztrzaskał na tysiące kawałków, na masce wylądował ten młodszy blondyn, jego pojazd poleciał w moją stronę... Ostatnie co pamiętam, to to, że ten starszy płacząc i ledwo się trzymając, położył głowę tego drugiego sobie na kolanach, ale tamten chyba już nie żył... To było smutne... Widać było, że to rodzina... On tak straszliwie płakał, tulił tego drugiego do siebie i błagał, żeby nie umierał.... Po jakimś czasie osłabł i upadł na ziemię obok.. chyba swojego brata. Ja straciłam wtedy przytomność i nic nie pamiętam- opowiedziała. Wszyscy zaczęli płakać, łącznie ze mną i Rikerem.
- To był Ross i Riker. Nasi bracia- oznajmił i przytulił siostrę.
- Boże.. przepraszam... Ja.. chyba już pójdę...- odparła speszona i odeszła jak najszybciej w jakimś nieznanym mi kierunku. Rik podszedł do Delly i delikatnie pogłaskał ją po głowie, po czym szepnął:
- Nie płacz. My nadal żyjemy, ale w innym świecie. Jesteśmy przy was.
Wiedział, że i tak tego nie usłyszy, ale to jedyne co mogliśmy zrobić. Rocky i reszta wrócili do domu w smętnych nastrojach. Ratliff zrezygnował ze swojego planu, uznał, że lepiej będzie teraz wspierać swoją dziewczynę. Każdy siedział w swoim pokoju, aż wszyscy usnęli.
~~~~~~~~~~~~~~
Następny dzień, narrator:
Gdy Lynchowie i Ell jeszcze spali, nieżywi [?] bracia poszli do szpitala, gdzie leżało ciało Rikera. Przeniknęli do sali, gdzie stał jakiś lekarz i pobierał krew. Serce blondyna biło bardzo powoli, co chwilę się zatrzymywało. Duch Rikera zbliżył się do swojego ciała i próbował w nie wniknąć, ale nie mógł.
- Nie, nie potrafię- stwierdził i usiadł pod ścianą.
- Możesz chyba tylko w rocznice, albo co miesiąc...
- Pacjent już raczej się nie wybudzi, jego mózg praktycznie umarł.... - powiedział lekarz do siebie i wyszedł z sali.
- Świetnie!- krzyknął Ross i machnął ręką. W tym momencie stało się coś dziwnego......
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krótkie, wiem. Z telefonu piszę xD Ale przynajmniej coś jest. Nie wiem kiedy next, bo oddaję laptopa do naprawy, jeszcze Wam napiszę ;) A na tel. ciężko, bo zacina mi się.
Klaudia
Poszliśmy, a w sumie pofrunęliśmy za Ratliffem, Delly i Rockym do kina. Obejrzeliśmy film za darmo, muahaha.
- Roooooossss, to jest nudne- marudził Riker.
- Przecież wiem, obudziłeś mnie- ziewnąłem.
- Ja zaczekam na zewnątrz- oznajmił i wyszedł, a ja za nim. Stanęliśmy przed wejściem i śmialiśmy się z niektórych ludzi. W pewnym momencie zobaczyłem Becky Fire, przyjaciółkę Ratliffa, która drocząc się z jakąś dziewczyną, uciekała jej. Tamta chodziła o kulach i miała zabandażowaną rękę.
- Becky, weź zaczekaj! Wiesz, że i tak cię nie dogonię, złośliwcu jeden!- krzyknęła siadając na ławce.
- Ale musimy się pospieszyć, więc rusz się, kobieto- powiedziała, podchodząc do niej.
- To idź do tego banku beze mnie- odpowiedziała ponuro.
- Lau, proszę cię. Nie wiem jak się kasę wypłaca.
- Wkładasz kartę, klikasz co chcesz, dostajesz pieniądze, zabierasz kartę, kwitek i zmykasz. A ja idę do domu, wybacz- westchnęła i wstała z ławeczki. Lekko się zachwiała. W tym samym momencie ludki wypadły z kina. Gdy tylko Becky zobaczyła Ellingtona, od razu do niego pobiegła i przytuliła. Mina Rydel była bezcenna.
- I jak się trzymacie?- zapytała dziewczyna, odrywając się od niego.
- Jest ciężko, smutno, więc kolejnego problemu nie potrzebujemy. Dziękuję- syknęła Delly.
- Spokojnie, nie odbiję ci chłopaka. Nie jestem taka.
- Ryd, aniołku. Przecież wiesz, że ciebie kocham najbardziej na świcie, nie masz się czym przejmować- szepnął jej na ucho i cały czas myślał o tym, co planuje na noc. Patrzyliśmy się z Rikerem na siebie z obrzydzeniem. Czasem nie chcę czytać w myślach...
- Awww, ale słodko. Dobra, chcecie poznać Laurę?- spytała Fire i zawołała dziewczynę. Ta powoli do nich podeszła.
- Cześć, jestem Laura Marano- przedstawiła się.- Współczuję wam z powodu braci, to straszne.
- weź nie przypominaj- burknął Rocky. No kurde, przecież my tu jesteśmy! Cały czas! Nie odstępujemy was na krok!
- Przepraszam...
- A mogę zapytać co ci się stało?- zapytała moja siostra. Podszedłem bliżej z Rikerem. No nie, przecież to..
- A jakiś miesiąc temu wracałam w nocy do domu i jakiś wariat pędził autem, zderzył się z motocyklistą, motocykl mnie przygniótł.. i tak wyszło- wytłumaczyła. Tak, to była ta dziewczyna.
- A widziałaś kto jechał tym autem i motorem?
- Widziałam wszystko. Ale nie wiem, czy chcecie posłuchać...
- Chcemy- odpowiedzieli w zgodzie.
- Oboje blondyni, na oko gdzieś 18-20 lat. Po uderzeniu wszystko działo się szybko. Samochód się roztrzaskał na tysiące kawałków, na masce wylądował ten młodszy blondyn, jego pojazd poleciał w moją stronę... Ostatnie co pamiętam, to to, że ten starszy płacząc i ledwo się trzymając, położył głowę tego drugiego sobie na kolanach, ale tamten chyba już nie żył... To było smutne... Widać było, że to rodzina... On tak straszliwie płakał, tulił tego drugiego do siebie i błagał, żeby nie umierał.... Po jakimś czasie osłabł i upadł na ziemię obok.. chyba swojego brata. Ja straciłam wtedy przytomność i nic nie pamiętam- opowiedziała. Wszyscy zaczęli płakać, łącznie ze mną i Rikerem.
- To był Ross i Riker. Nasi bracia- oznajmił i przytulił siostrę.
- Boże.. przepraszam... Ja.. chyba już pójdę...- odparła speszona i odeszła jak najszybciej w jakimś nieznanym mi kierunku. Rik podszedł do Delly i delikatnie pogłaskał ją po głowie, po czym szepnął:
- Nie płacz. My nadal żyjemy, ale w innym świecie. Jesteśmy przy was.
Wiedział, że i tak tego nie usłyszy, ale to jedyne co mogliśmy zrobić. Rocky i reszta wrócili do domu w smętnych nastrojach. Ratliff zrezygnował ze swojego planu, uznał, że lepiej będzie teraz wspierać swoją dziewczynę. Każdy siedział w swoim pokoju, aż wszyscy usnęli.
~~~~~~~~~~~~~~
Następny dzień, narrator:
Gdy Lynchowie i Ell jeszcze spali, nieżywi [?] bracia poszli do szpitala, gdzie leżało ciało Rikera. Przeniknęli do sali, gdzie stał jakiś lekarz i pobierał krew. Serce blondyna biło bardzo powoli, co chwilę się zatrzymywało. Duch Rikera zbliżył się do swojego ciała i próbował w nie wniknąć, ale nie mógł.
- Nie, nie potrafię- stwierdził i usiadł pod ścianą.
- Możesz chyba tylko w rocznice, albo co miesiąc...
- Pacjent już raczej się nie wybudzi, jego mózg praktycznie umarł.... - powiedział lekarz do siebie i wyszedł z sali.
- Świetnie!- krzyknął Ross i machnął ręką. W tym momencie stało się coś dziwnego......
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krótkie, wiem. Z telefonu piszę xD Ale przynajmniej coś jest. Nie wiem kiedy next, bo oddaję laptopa do naprawy, jeszcze Wam napiszę ;) A na tel. ciężko, bo zacina mi się.
Klaudia
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Rozdział 1
~~Narrator~~
(...) U Rocky'ego, Rydel i Ratliffa było bardzo ciężko. Zostali sami, dawali tylko akustyczne koncerty. Głośno było o tym w mediach; "Tragiczna śmierć młodych, utalentowanych gwiazdorów", "Fanki pogrążone w żałobie po stracie idoli" itd.
Rydel była na siebie wściekła, wiedziała, że gdyby nie wypowiedziała jednego zdania w tej idiotycznej kłótni, Ross i Riker siedzieliby teraz i grali w wojny robotów na Play'u. Była na pogrzebie Rossa. Riker nadal leży w śpiączce, ale lekarze stwierdzili, że już się nie wybudzi. Rocky stracił nadzieję, a Rydel trochę wierzyła. Teraz przytulona do Ratliffa, oglądali stare albumy rodzinne.
- Co on, rosół na siebie wylał? - zapytał rozbawiony chłopak, pokazując zdjęcie małego Rocky'ego.
- Hahaha tak, on tak jadł. I nadal to robi...
- A to ty na nocniczku, uuu...
- Weź to wywal, bosz.. jaki tłuścioch ze mnie był...- stwierdziła Rydel i zabrała mu album. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Tak, ja otworzę, nie męczcie się tak- mruknął smętnie Rocky i poszedł do drzwi. Po chwili wrócił z jakąś kopertą, którą rzucił zakochanej parze.
- Zdjęcia z ostatniej sesji? Nie miały być za kilka dni?- zapytał Ratliff.
- Gość mówił, że jest na nich coś dziwnego i lepiej, żebyśmy to zobaczyli- oznajmił i wtranżolił się między Rydellington.
- Co, pewnie ujęli to, jak kichnęłam, albo jak się w sukienkę ubrałeś, co? Hahaha- zaśmiała się Rydel, ale gdy zobaczyła pierwsze zdjęcie, rzuciła je z przerażeniem na podłogę i gwałtownie wstała z kanapy.
- To jest photoshop, nie?- zapytała zszokowana.
- Ale co?
- No to!- krzyknęła i pokazała Ratliffowi fotografię.
- Ou.. Yyy.... Hmm... Eee...- zaczął się jąkać.- Pewnie robią sobie z nas jaja.
- Ej, gołąbki, tak jest na wszystkich, zobaczcie- pokazał im Rocky. Dał im kilka zdjęć, na których były trzy osoby ze sztucznymi uśmiechami ..... i...... dwie osoby, których... być tam nie powinno:
Ratliff rzucił je z przerażeniem na stół, a Rydel wybiegła zszokowana do łazienki.
- Niee, jakiś paralityk się ze mnie robi- stwierdziła patrząc w lustro.- Na stówę fotograf to przerobił i z nas jaja robi.
Obmyła sobie twarz chłodną wodą i ponownie zerknęła w swoje odbicie. Podkrążone, spuchnięte oczy, czerwone poliki, potargane włosy, jakaś zamazana plama w tle i stęskniony wzrok. Chwila moment....
- AAAA!!! Ratliff! Rocky! Coś tu jest, pomocy!!- zaczęła się wydzierać i wybiegła z pomieszczenia z prędkością światła. Po drodze do salonu, wpadła na Ella, od razu się w niego wtuliła.
- Delly, co się stało? Chodzi o te zdjęcia?- zapytał Rocky.
- Nie, tam coś było!- oznajmiła pokazując na drzwi łazienki.
- Aaaa, że moje skarpetki?
- Nie, idioto. Plama.
- No bo lustro niechcący oplułem- próbował ją uspokoić Ratliff.
- Lustro było czyste, poza tym, to było jakby w 3D.
- Pfff.. jasne. Jeszcze się obrazy zaczną ruszać, albo coś rozwieje kartki- zażartował sobie brat blondynki, ale oczy mu wyszły na wierzch, gdy w tym momencie obok niego spadła ramka ze zdjęciem, a chwilę później rysunki Rydel znalazły się na dywanie.
- No dobra, rozumiem. Coś tu jest, jesteśmy w ukrytej kamerze, robią sobie z nas jaja, pewnie cały kraj się z nas śmieje- zaczęła mamrotać dziewczyna.
- Chodźcie, pójdziemy gdzieś do kina, albo do parku. Odpoczniemy od tej... sytuacji- zaproponował Ell i wyszli z domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~
- Rik, jaki ty głupi jesteś! Przez ciebie jeszcze bardziej się boją- wypomniałem bratu, kiedy ludki wychodziły z domu.
- No sorry, Rocky jej nie wierzył to go nastraszyłem. A z resztą. Ross, ty lepszy nie jesteś. Wpadłeś przez okno i te kartki zdmuchnąłeś- zaśmiał się, a ja mu pokazałem język.
- Wiesz co? Ty przynajmniej możesz coś dotknąć.. ja nawet ołówka nie mogę podnieść.
- I to jest chore. Skoro oboje zdechliśmy, to chyba też nie mógłbym niczego ruszać.
- Ale ty jeszcze żyjesz. Jesteś w śpiączce. Pomyśl. Możesz wrócić do nich i ich pocieszać, może nie będą już tak tęsknić. Ja sobie dam radę jakoś w zaświatach. Tamci tam, no tam tam na górze, to mówili, że masz wybór- przypomniałem mu i chciałem usiąść na kanapie, ale jak zwykle się zapomniałem i przeniknąłem do piwnicy. Słyszałem jego śmiech, ukatrupię go. Chociaż... już w sumie nie muszę.
- Ej, Ross. Przecież ty też możesz wrócić do żywych. Wystarczy, że zabijesz tamtą dziewczynę, którą potrącił motor, nie?- zapytał Riker, gdy już się ogarnąłem.
- Nie zabiję dziewczyny, bo nie zginęła w tamtym wypadku. Nawet jakbym to zrobił, to pewnie popełniłbym samobójstwo, bo miałbym kogoś na sumieniu- wytłumaczyłem i zacząłem przyglądać się otwartym albumom. Chciałbym ich teraz przytulić, powiedzieć, że tęsknię. Ale nie mogę.
- Młody, wiem, że to nie jest łatwe, ale jeśli ty tego nie zrobisz, to uczyni to los. Ona miała zginąć miesiąc temu, w ciągu roku będzie koniec. Oczywiście cię nie namawiam. Na twoim miejscu bym ją chronił.
- Ty, blondi. Ja ołówka nie mogę podnieść, nawet na kanapie nie mogę usiąść. A ty mi każesz jakąś laskę ochraniać przed czymś, co i tak, prędzej, czy później i tak nadejdzie?
- Coś wymyślisz. A teraz chodź za nimi, mam złe przeczucia- stwierdził i wyparowaliśmy z domu. Oooo, Ell planuje Rocky'ego z domu na noc wyrzucić, bo planuje coś dla Rydel... Ale niech on tak jej sobie nie wyobraża, no!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, rozdział 1 jest. Wiem, beznadzieja. Mam nadzieję, że będzie tyle komów, co pod prologiem ^^
Klaudia
(...) U Rocky'ego, Rydel i Ratliffa było bardzo ciężko. Zostali sami, dawali tylko akustyczne koncerty. Głośno było o tym w mediach; "Tragiczna śmierć młodych, utalentowanych gwiazdorów", "Fanki pogrążone w żałobie po stracie idoli" itd.
Rydel była na siebie wściekła, wiedziała, że gdyby nie wypowiedziała jednego zdania w tej idiotycznej kłótni, Ross i Riker siedzieliby teraz i grali w wojny robotów na Play'u. Była na pogrzebie Rossa. Riker nadal leży w śpiączce, ale lekarze stwierdzili, że już się nie wybudzi. Rocky stracił nadzieję, a Rydel trochę wierzyła. Teraz przytulona do Ratliffa, oglądali stare albumy rodzinne.
- Co on, rosół na siebie wylał? - zapytał rozbawiony chłopak, pokazując zdjęcie małego Rocky'ego.
- Hahaha tak, on tak jadł. I nadal to robi...
- A to ty na nocniczku, uuu...
- Weź to wywal, bosz.. jaki tłuścioch ze mnie był...- stwierdziła Rydel i zabrała mu album. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Tak, ja otworzę, nie męczcie się tak- mruknął smętnie Rocky i poszedł do drzwi. Po chwili wrócił z jakąś kopertą, którą rzucił zakochanej parze.
- Zdjęcia z ostatniej sesji? Nie miały być za kilka dni?- zapytał Ratliff.
- Gość mówił, że jest na nich coś dziwnego i lepiej, żebyśmy to zobaczyli- oznajmił i wtranżolił się między Rydellington.
- Co, pewnie ujęli to, jak kichnęłam, albo jak się w sukienkę ubrałeś, co? Hahaha- zaśmiała się Rydel, ale gdy zobaczyła pierwsze zdjęcie, rzuciła je z przerażeniem na podłogę i gwałtownie wstała z kanapy.
- To jest photoshop, nie?- zapytała zszokowana.
- Ale co?
- No to!- krzyknęła i pokazała Ratliffowi fotografię.
- Ou.. Yyy.... Hmm... Eee...- zaczął się jąkać.- Pewnie robią sobie z nas jaja.
- Ej, gołąbki, tak jest na wszystkich, zobaczcie- pokazał im Rocky. Dał im kilka zdjęć, na których były trzy osoby ze sztucznymi uśmiechami ..... i...... dwie osoby, których... być tam nie powinno:
Ratliff rzucił je z przerażeniem na stół, a Rydel wybiegła zszokowana do łazienki.
- Niee, jakiś paralityk się ze mnie robi- stwierdziła patrząc w lustro.- Na stówę fotograf to przerobił i z nas jaja robi.
Obmyła sobie twarz chłodną wodą i ponownie zerknęła w swoje odbicie. Podkrążone, spuchnięte oczy, czerwone poliki, potargane włosy, jakaś zamazana plama w tle i stęskniony wzrok. Chwila moment....
- AAAA!!! Ratliff! Rocky! Coś tu jest, pomocy!!- zaczęła się wydzierać i wybiegła z pomieszczenia z prędkością światła. Po drodze do salonu, wpadła na Ella, od razu się w niego wtuliła.
- Delly, co się stało? Chodzi o te zdjęcia?- zapytał Rocky.
- Nie, tam coś było!- oznajmiła pokazując na drzwi łazienki.
- Aaaa, że moje skarpetki?
- Nie, idioto. Plama.
- No bo lustro niechcący oplułem- próbował ją uspokoić Ratliff.
- Lustro było czyste, poza tym, to było jakby w 3D.
- Pfff.. jasne. Jeszcze się obrazy zaczną ruszać, albo coś rozwieje kartki- zażartował sobie brat blondynki, ale oczy mu wyszły na wierzch, gdy w tym momencie obok niego spadła ramka ze zdjęciem, a chwilę później rysunki Rydel znalazły się na dywanie.
- No dobra, rozumiem. Coś tu jest, jesteśmy w ukrytej kamerze, robią sobie z nas jaja, pewnie cały kraj się z nas śmieje- zaczęła mamrotać dziewczyna.
- Chodźcie, pójdziemy gdzieś do kina, albo do parku. Odpoczniemy od tej... sytuacji- zaproponował Ell i wyszli z domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~
- Rik, jaki ty głupi jesteś! Przez ciebie jeszcze bardziej się boją- wypomniałem bratu, kiedy ludki wychodziły z domu.
- No sorry, Rocky jej nie wierzył to go nastraszyłem. A z resztą. Ross, ty lepszy nie jesteś. Wpadłeś przez okno i te kartki zdmuchnąłeś- zaśmiał się, a ja mu pokazałem język.
- Wiesz co? Ty przynajmniej możesz coś dotknąć.. ja nawet ołówka nie mogę podnieść.
- I to jest chore. Skoro oboje zdechliśmy, to chyba też nie mógłbym niczego ruszać.
- Ale ty jeszcze żyjesz. Jesteś w śpiączce. Pomyśl. Możesz wrócić do nich i ich pocieszać, może nie będą już tak tęsknić. Ja sobie dam radę jakoś w zaświatach. Tamci tam, no tam tam na górze, to mówili, że masz wybór- przypomniałem mu i chciałem usiąść na kanapie, ale jak zwykle się zapomniałem i przeniknąłem do piwnicy. Słyszałem jego śmiech, ukatrupię go. Chociaż... już w sumie nie muszę.
- Ej, Ross. Przecież ty też możesz wrócić do żywych. Wystarczy, że zabijesz tamtą dziewczynę, którą potrącił motor, nie?- zapytał Riker, gdy już się ogarnąłem.
- Nie zabiję dziewczyny, bo nie zginęła w tamtym wypadku. Nawet jakbym to zrobił, to pewnie popełniłbym samobójstwo, bo miałbym kogoś na sumieniu- wytłumaczyłem i zacząłem przyglądać się otwartym albumom. Chciałbym ich teraz przytulić, powiedzieć, że tęsknię. Ale nie mogę.
- Młody, wiem, że to nie jest łatwe, ale jeśli ty tego nie zrobisz, to uczyni to los. Ona miała zginąć miesiąc temu, w ciągu roku będzie koniec. Oczywiście cię nie namawiam. Na twoim miejscu bym ją chronił.
- Ty, blondi. Ja ołówka nie mogę podnieść, nawet na kanapie nie mogę usiąść. A ty mi każesz jakąś laskę ochraniać przed czymś, co i tak, prędzej, czy później i tak nadejdzie?
- Coś wymyślisz. A teraz chodź za nimi, mam złe przeczucia- stwierdził i wyparowaliśmy z domu. Oooo, Ell planuje Rocky'ego z domu na noc wyrzucić, bo planuje coś dla Rydel... Ale niech on tak jej sobie nie wyobraża, no!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, rozdział 1 jest. Wiem, beznadzieja. Mam nadzieję, że będzie tyle komów, co pod prologiem ^^
Klaudia
piątek, 8 sierpnia 2014
Prolog
Riker wracał do domu pijany. Siedział za kółkiem. Wtedy w jego rodzinnej posiadłości doszło do ostrej kłótni między Rossem a Rydel i Rockym. Blondyn wybiegł zdenerwowany i wsiadł na swój motocykl. Z łzami wściekłości i żalu, ruszył przed siebie, aby odreagować stres. Czuł się nie kochany przez rodzeństwo i olewany przez wszystkich. Zaczął rozmyślać nad niedawną kłótnią, nad słowami siostry: "To przez ciebie rodzice się rozstali i zostawili nas na pastwę losu, próbuję jakoś się wami zająć, ale nie ułatwiasz mi tego!". Tak się zamyślił, że stracił kontrolę nad pojazdem...
Było ciemno, księżyc rozświetlał swym srebrzystym blaskiem mroczne ulice Kalifornii. Riker jechał bez świateł, czarnym samochodem. Pędził pustą ulicą z prędkością 170 km/h, gdy nagle zderzył się z nocnym motocyklistą. Pojazd jego młodszego brata poważnie skrzywdził pewną dziewczynę, która była niedaleko miejsca wypadku. Ale ona przeżyła. W przeciwieństwie do młodych blondynów, których mroczna Śmierć okryła swoimi czarnymi skrzydłami i zabrała do krainy wiecznego odpoczynku...
To zdarzyło się dokładnie miesiąc temu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki prolog :) Rozdział 1 niedługo, w nim będzie się więcej działo.
Klaudia
Było ciemno, księżyc rozświetlał swym srebrzystym blaskiem mroczne ulice Kalifornii. Riker jechał bez świateł, czarnym samochodem. Pędził pustą ulicą z prędkością 170 km/h, gdy nagle zderzył się z nocnym motocyklistą. Pojazd jego młodszego brata poważnie skrzywdził pewną dziewczynę, która była niedaleko miejsca wypadku. Ale ona przeżyła. W przeciwieństwie do młodych blondynów, których mroczna Śmierć okryła swoimi czarnymi skrzydłami i zabrała do krainy wiecznego odpoczynku...
To zdarzyło się dokładnie miesiąc temu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Taki prolog :) Rozdział 1 niedługo, w nim będzie się więcej działo.
Klaudia
No witam milordy Wy moje ^^
Możliwe, że znacie mnie z bloga "Ross Lynch- Bad Boy and Sweet Boy". To ja, Klaudia :D Postanowiłam zrobić sb bloga na tym koncie, bo na innego mama się dorwała -.-
Więc.... Zainspirowała mnie do tej historii Olga Lynch (jeśli to czytasz, to pozdrawiam ☺ ) swoim zajebistym blogiem. To opowiadanie będzie się trochę różniło od innych, więc zachęcam do czytania :)
Więc.... Zainspirowała mnie do tej historii Olga Lynch (jeśli to czytasz, to pozdrawiam ☺ ) swoim zajebistym blogiem. To opowiadanie będzie się trochę różniło od innych, więc zachęcam do czytania :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)